Relacja Marcina Kaczkana z ataku szczytowego |
11.08.2014 |
Po osiągnieciu c4 odpoczywamy kilka godzin uzupełniając płyny i szykując się do finalnego ataku. Ok godz. 23 (30.08) ruszamy w kierunku szczytu. Temperatura minus 24-26 stopni Celsjusza Każdy idzie własnym tempem, wiec już na początku naturalnie rozdzielamy się tworząc rozciagniety peleton. Przoduje Janusz, Artur i Paweł w srodku, Marcin na końcu. Z tylu są widoczne jeszcze dwie czołówki – to Simone La Terra i Bojan Petrov.
W godzinach nocnych osiągamy podstawę butelki na ok 8000m. Warunki są dobre - brak kopnego sniegu. Kolega z Bulgarii porusza się bardzo szybko, wyprzedza po kolei każdego z nas wychodząc na początek peletonu. W raz z Januszem caly czas zwiększają dystans nad resztą.
Wschód słońca wita nas w górnych partiach butelki. Naszym oczom ukazuje się ogromny serak tuz nad naszymi głowami, który trzeba trawersować. Trawers nie jest trudny, ale zajmuje naszej trójce (Marcinowi, Pawłowi i Arturowi) dużo, zbyt dużo czasu. Tempo wyraźnie spada, na co niewątpliwie miało wpływ silne nasłonecznienie. W tym czasie Bojan i Janusz byli już powyżej trawersu. Simone zamykający peleton zawrócił do C4.
Ok godz. 9, na końcu trawersu, Marcin postanawia przyspieszyć, o 10 jest już nad serakiem, gdzie spotyka schodzącego, ze szczytu Bojana. W tym czasie Janusz znajduje się w kopule szczytowej. Paweł i Artur znajdujący się na końcu trawersu zawracają. Ok. godz. 11 Marcin mija schodzącego ze szczytu Janusza na ostatniej podszczytowej poręczówce. Janusz był na szczycie ok. godz. 10-tej. Janusz proponuje, żeby wracał – Marcin patrząc na zegarek stanowczo odmawia, jest przecież dopiero po 11. Przed atakiem jako alarmowa została ustalona godz. 15, wiec margines był duży i dawał pozorny komfort na przeprowadzenie ataku.
Janusz Gołąb na szczycie K2
Ostatnia lina (kilkaset m dlugosci) wydawala się nigdy nie kończyc. Głęboki , sypki, snieg bardzo spowalniał ruchy a przedeptane ślady po poprzednich zdobywca h (Bojanie i Januszu) skutecznie zniknęły. Marcin melduje się na szczycie o godz. 14.55!
Jak to zwykle bywa przy zejściu pogoda popsuła się. Poręczówki, po których jeszcze parę godzin temu wchodzono do góry były całkiem zasypane. Po osiągnięciu końca ciągu lin wszechobecna biała mgła skutecznie utrudniała orientację. Ok godz. 19 Marcin znajduje w końcu c4. Pomogły mu w tym efekty swietlne i akustyczne, które wywołali odpoczywający już od kilku godzin w c4 Paweł, Artur i Janusz.
Następnego dnia schodzimy do bc. Pierwszy odcinek c4-c3 jest najtrudniejszy, ze względu na brak ciągu poręczówek i trudną orientację przy słabej widoczności. Tu Paweł i Artur wykazują się niezwykłymi zdolnościami w wyszukiwaniu właściwej drogi.
Ponizej c3 wszystko już idzie bez problemów. Zjeżdżamy na sam dół praktycznie nie zatrzymując się po drodze. Wieczorem jesteśmy już w cali, zdrowi i szczęśliwi w bc.
Marcin Kaczkan na szczycie K2
A co było następnego dnia? ?? c.d.n.
Dzień po powrocie do bc spotkała nas nieoczekiwana i niemiła niespodzianka. Bojan Petrov po zejściu do bc zasnął w swoim namiocie. Następnego dnia rano zostaliśmy zaalarmowani przez jego kucharza, że coś z nim dzieje się dziwnego. I rzeczywiście, jego stan wskazywał na poważny obrzęk mózgu. Był nieprzytomny. Natychmiast uruchomiliśmy ćwiczone wcześniej procedury – tlen + dexametazon. Sytuacja była na tyle poważna, że wymagała natychmiastowej ewakuacji. Postawilismy na nogi chyba wszystkie niezbędne instytucje, dzięki telefononicznej łączności Janusza Majera z Peterem Atanasowem z Sofii, do akcji włączyła się ambasadada Bułgarii w Pakistanie oraz osobisty lekarz-diabetyk Bojana z Sofii. Niestety pogoda uniemożliwiała przylot śmigłowca. Cały czas pod biezącą opieką dra Roberta Szymczaka monitorowaliśmy jego stan. Sprawę utrudniał fakt, że Bojan jest chory na cukrzycę co wprowadzało dodatkowe problemy w diagnozie. Udalo się jednak zmierzyć u niego poziom cukru i wykluczyć hipo i hiperglikemię. Pozostało działac jak przy obrzęku mózgu i czekać.
Trudne zejście z C4 do C3
Po całym dniu walki, wieczorem, Bojan odzyskał świadomość. Wszyscy odetchnęli z ulgą, że jest lepiej. Zaczął nawet rozmawiać i żartować. Nastepnego dnia wczesnym rankiem został odtransportowany przez ratowników do ich namiotu na Concordii, skąd już o własnych silach zszedł do Askole.
Tort w BC po zejściu
W Skardu wspólnie spotkaliśmy się na wybornych szaszłykach.
Dzisiaj o godz 13-tej ( Qatar Airways ) ląduje w Warszawie wyprawa wracająca z K2.
wróć